Co z Sokołowem po spadku z I ligi?

Zapis rozmowy Prezesa MPKK Zbigniewa Kowalczyka z Tygodnikiem Siedleckim – https://tinyurl.com/ytm9y6d6 .
MPKK Sokołów SA Sokołów Podlaski w ostatnich latach był czołową drużyną I ligi koszykarek. Teraz zaliczył spadek. Z prezesem klubu Zbigniewem Kowalczykiem rozmawia Paweł Świerczewski.
Sokołów spada z I ligi. Jak duży jest to cios dla klubu?
– Nie mogę powiedzieć, że się tego nie spodziewaliśmy. Na pewno nam szkoda, ale prawda jest taka, że finanse nie pozwoliły na skompletowanie lepszego składu. Graliśmy młodymi dziewczynami, brakowało doświadczenia. Wiedzieliśmy, że będziemy walczyć o utrzymanie. Stało się tak, jak się stało, i chyba, jak musiało się stać.
W sporcie pieniądze odgrywają kluczową rolę…
– To brutalna prawda. Gdybyśmy mieli więcej środków, to pewnie zatrzymalibyśmy skład z poprzednich lat. A tak dziewczyny przeniosły się do Jeleniej Góry i tam wykonują kawał dobrej roboty. Zapewniły swojemu nowemu zespołowi pierwsze miejsce w grupie B I ligi i są na dobrej drodze do mistrzostwa.
Jak to możliwe, że Sokołów, który dwa lata temu sięgał po złoto, a rok temu kończył rozgrywki na czwartym miejscu, teraz żegna się z zapleczem Ekstraklasy? To jest olbrzymi kontrast.
– Zawsze chodzi o pieniądze. Skończyły się fundusze, nie mieliśmy sponsorów. Wycofał się m.in. Orlen. Mieliśmy budżet mniejszy o około 300 tys. złotych. To w kobiecej koszykówce ogromne pieniądze. Przypomnę, że w czasach gry MKK Siedlce w I lidze wystarczał budżet na poziomie 150-200 tys. zł. Teraz realia znacząco się zmieniły.
Z perspektywy czasu nie żal panu decyzji o nieprzyjęciu awansu do Ekstraklasy? Taka szansa może się więcej nie powtórzyć.
– To nie miało sensu. Nie podołalibyśmy kosztom. Przegrywać mecze różnicą 50, 70 punktów mija się z celem. Uważam, że trzeba znać swoje miejsce w szeregu. Jeśli nie ma się środków, żeby być dobrym i grać jak równy z równym, to nie ma co porywać się z motyką na słońce. Rola „dziewczyn do bicia” nam nie odpowiadała.
Prawda jest taka, że Sokołów jest małym miastem, który siłą rzeczy nie ma tyle do zaoferowania sportowcom, co większe ośrodki. Tutaj jak ma przyjść grać koszykarka, to tylko dla pieniędzy. A jeśli pieniądze nie są satysfakcjonujące, to naprawdę nie ma tych dziewczyn czym skusić.
Czy za to, co się stało, można w jakiś sposób winić trenera Marcina Grockiego?
– W mojej ocenie nie. Nie mogę zarzucić mu braku chęci. Po prostu dysponował takim zespołem, jakim dysponował. Skuteczność była fatalna. Dziewczyny się starały, ale I liga to dla nich za wysokie progi.
Trener Grocki pozostaje na stanowisku trenera?
– Na razie wspomaga pracę grup młodzieżowych, natomiast jeśli chodzi o seniorki i grę w II lidze, to w tej chwili jest wielki znak zapytania, czy w ogóle do tych rozgrywek przystąpimy. Nie mamy aż tylu wychowanek, które mogłyby stworzyć zespół, a nie stać nas, żeby ściągać koszykarki z zewnątrz. Jeszcze jest trochę czasu na decyzję. Zobaczymy, co będzie.
Trudno sobie wyobrazić seniorską koszykówkę bez Sokołowa.
– Byłoby bardzo żal, ale co możemy zrobić? Zespół seniorski jest zawsze motorem napędzającym. Dzieciaki widzą taką drużynę i garną się do sportu. Ma się z nami skontaktować trener Tomek Araszkiewicz. Być może część naszych dziewczyn pójdzie grać do Siedlec do II ligi, żeby się ogrywać. My tutaj skupilibyśmy się na zespołach młodzieżowych i dziecięcych, bo dobrze nam to wychodzi. Kilka zespołów mamy w ścisłej czołówce krajowej i wojewódzkiej.
Wracając do play-outów, w rywalizacji z Rybnikiem nie byliście słabszym zespołem. W obu meczach mieliście swoje szanse na zwycięstwo. Wydaje się, że zdecydowała zbyt wąska ławka i opadanie z sił w końcówkach.
– Tak było. Pod koniec sezonu nasze dziewczyny zaczęły grać naprawdę niezłą koszykówkę. Chyba wiszący nad nimi spadek tak je zmotywował. Szkoda, że tak późno. Kilka wygranych meczów w rundzie zasadniczej i bylibyśmy w zupełnie innej sytuacji.
Co dalej z sokołowską koszykówką?
– Na pewno jeszcze nie zginęła i nie zginie. Póki są siły, będziemy z Adamem Rozbickim dalej ciągnąć ten wózek. A jak nie my, to ktoś inny. W swoim życiu przeżyłem niejeden spadek i awans. Nie robi to już na mnie aż takiego wrażenia. Po prostu dalej trzeba robić swoje. Dajcie nam rok, dwa, może trzy i wrócimy. Działam w sokołowskim sporcie od 48 lat i już chyba nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć.
Trochę smutno. Ostatnie lata to były wielkie chwile dla Sokołowa. Miasto naprawdę mocno zaistniało na koszykarskiej mapie Polski.
– To był piękny czas i wspomnień nikt nie zabierze. Mistrzowskie boje z Wisłą Kraków, wspaniała przygoda w turnieju finałowym Pucharu Polski, gdzie biliśmy się, jak równy z równym z ekstraklasowiczami na zawsze pozostaną w naszej pamięci. Ale tak to już jest, że wszystko, co dobre, szybko się kończy. Wracamy na ziemię i zobaczymy, co czas pokaże.